być z tej ciszy wzniesione. Choć<br>stawialiśmy kroki nieśmiało, ostrożnie, słychać nas było, jakby cały<br>kościół skrzypiał w posadach od każdego naszego stąpnięcia, a nawet w<br>murach coś trzeszczało i także na chórze belki się o siebie ocierały.<br> - Ciszej idź - powiedział pan, nachylając się do mojego ucha, a jego<br>szept omal zagrzmiał w tej ciszy.<br> W kościele nie było żywej duszy, tylko my i ta cisza, a może sama<br>cisza. Wydawało mi się, że ta cisza nas w siebie wchłania i zamienia na<br>ciszę. Pomyślałem, czyby nie przygiąć choć na chwilę jednego kolana do<br>kamiennej posadzki i nie przeżegnać się, lecz