Typ tekstu: Książka
Autor: Breza Tadeusz
Tytuł: Urząd
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1960
lewo, o kilometr w prostej linii, mogłem widzieć główne kąpielisko Ostu. Prażyło się tu w słońcu i pławiło w wodzie tysiące kolorowych mrówek. Dalej w głąb lądu pstrzyło się mnóstwo ogromnych, barwnych parasoli i kabin. Dobrnąłem do brzegu. Sandra i jej towarzyszki, w bezruchu, półsenne, rozłożone na wzorzystych kąpielowych ręcznikach, opalały się uważnie, coraz to sięgając po krem. Wieśniewicz z zielonego, wąskiego hangaru, wspólnymi siłami z gośćmi, których przywiózł, wyprowadził na wodę śliczną, kasztanowego koloru łódź motorową. Wsiadłem i ja.
Z szumem i hałasem pomknęliśmy w lewo, w stronę głównego kąpieliska, przedefilowaliśmy przed zgromadzonymi tłumami, po czym Wieśniewicz wrócił po panie
lewo, o kilometr w prostej linii, mogłem widzieć główne kąpielisko Ostu. Prażyło się tu w słońcu i pławiło w wodzie tysiące kolorowych mrówek. Dalej w głąb lądu pstrzyło się mnóstwo ogromnych, barwnych parasoli i kabin. Dobrnąłem do brzegu. Sandra i jej towarzyszki, w bezruchu, półsenne, rozłożone na wzorzystych kąpielowych ręcznikach, opalały się uważnie, coraz to sięgając po krem. Wieśniewicz z zielonego, wąskiego hangaru, wspólnymi siłami z gośćmi, których przywiózł, wyprowadził na wodę śliczną, kasztanowego koloru łódź motorową. Wsiadłem i ja.<br>Z szumem i hałasem pomknęliśmy w lewo, w stronę głównego kąpieliska, przedefilowaliśmy przed zgromadzonymi tłumami, po czym Wieśniewicz wrócił po panie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego