Epernay nad Marną) w poszukiwaniu smaków dla swoich win dodał do moszczu winnego trochę syropu z kwiatów brzoskwini (cóż za wyrafinowanie, frater!), a potem zatkał butelkę szpuntem z drewna korkowego, nie przypuszczał, że pewien wiosenny dzień 1670 roku będzie dla niego najszczęśliwszy w życiu. Nie był nowicjuszem w sztukach enologicznych, opiekował się piwnicami opactwa z przekonaniem, że Bóg sprzyja nie tylko modlącym się, ale i pracującym, a zwłaszcza ludziom z pomysłami, toteż wciąż coś kombinował wśród swoich beczek, butli, butelek, zamieniając podziemie klasztoru w istne laboratorium czarnoksiężnika. Benedyktyni to w ogóle ludzie dzielni, szczególnie zaś biegli w wytwarzaniu trunków, więc najpierw nad