mogli czuć się kontynuatorami Norwida, nie pogodzonego z duchowym lenistwem i samozakłamaniem Polaków czy Malewskiej, gloryfikującej polityczne kompromisy Aureliusza Kasjodora i jego bezinteresowną pracę dla zachowania ciągłości kultury - pozostanie tajemnicą tamtego czasu, bogatego w złudzenia.<br> Złudzenia te wszakże nie trwały długo - kodeks honoru, który łączył w latach osiemdziesiątych niemal wszystkich opozycjonistów, na progu nowej dekady stał się przysłowiową kością niezgody. Rozgorzała publiczna kłótnia (na najwyższych szczeblach) o to, kto jest jego (prawo)wiernym strażnikiem. Histeryczny atak kolejnych "Polaków" na "anty-Polaków" tym razem miał miejsce na wspólnie do niedawna bronionej barykadzie. Kodyfikator honoru, Adam Michnik, okrzyknięty został odszczepieńcem, zdrajcą, uzurpatorem. Natomiast