takiego świątka, wyrzeźbionego z kory sosnowej. Ten zawsze był mi lasem, siołem, zapachem żywicy, znaną ścieżką w górach, szemrzącym strumykiem, rodzajowym obrazkiem przydrożnych kapliczek i frasobliwych <orig>Chrystusików</>, cieniem rosochatych wierzb i perlistą majową rosą na ukwieconych łąkach. Jako arcybiskup Lusaki, miałem przy domu ogródek z afrykańską roślinnością. Była piękna, wdzięczna, oryginalna, ale ja chciałem uzupełnić jej urodę jeszcze czymś własnym. W moim ogródku "rozkazałem" rosnąć jaśminom, takim poczciwcom rodem z Europy. I, o dziwo, przyjęły się, rozwinęły, rozkrzewiły, rosły, kwitły i pachniały do zawrotu głowy. Niedługo im było kwitnąć i pachnieć wokół nuncjatury. Z uwagi na zmianę stanowiska, musiałem sprzedać budynek