Turbacza wychodzą ratownicy na nocną akcję. Po 40 minutach dochodzimy z akią do bacówki, gdzie znajduje się pechowa turystka. Wchodzimy do środka, pani mówi: - Dzięki Bogu, że jesteście, wydawało mi się, że jestem tu bardzo długo. Podajemy środki wzmacniające, gorącą herbatę, przygotowujemy się do transportu - wiążemy linę do akii w "ósemkowe <dialect>kolucha</>", ażeby było łatwiej ciągnąć. W świetle zapalonych pochodni widzimy, że pechowa turystka ma na spodnie nałożone grube skarpety z owczej wełny. Skarpety te były "obrane śniegiem", tworząc grubą powłokę zlodowaciałego, nabitego w wełnę śniegu i kuleczek lodu. Skarpety owe ważące sporo i utrudniające marsz, dały się porządnie we znaki