pogorzelczyni i jej przyjaciółce Monisi Gorzkowskiej, obszerny pokój u siebie, na piętrze, ofiarował pan Stanisław, resztę "fraucymeru" umieszczając po różnych izbach na mieście. Gnieździły się tam razem z rodzinami biedaków z przedmieścia - dorożkarzy, woziwodów, kramarzy; pożar strawił także ich domy.<br><br>Ten pokoik na górze Eliza wypełniła po sufit ocalałymi książkami, osmolonymi gracikami; "gorąco tu było i duszno jak w garnku, a nieład niezawiniony przypominał legendowy, przedświatowy Chaos" - tak oceniała "kwaterę" w kilka tygodni po klęsce. Na domiar wdrapywały się tu przez okno, przez uchylone drzwi - koty; prychając, węsząc, miaucząc, drapiąc, brudząc, jakby chciały zachowaniem zmusić do odwrotu przyjaciółkę pana domu. Przez