się na Sadybie, chyba u rodziców, bo spotykam ją tam w towarzystwie nobliwej starszej pary. Tyle że - dojrzałą teraz rozkwitłą bujną kobiecością i wypiękniałą jeszcze od tamtych, moich szkolnych, czasów. I teraz oto jest tuż, tuż, obok mnie, a jednak daleka i niedostępna, przez to, że nie znam jej przecież osobiście i przez nieśmiałość moją tym większą, im silniej porażała mnie ta jej fizyczna bliskość. Jak by więc tu przezwyciężyć, pokonać tę obcość, przemówić, zagaić rozmową pozornie obojętną, opanowując zdenerwowanie? A tu przystanki śmigają jeden po drugim, a wraz z ich ubytkiem szanse maleją, roztapiają się w mojej bezradności. Aż z