Właścicielka<br>pensjonatu - obywatelka węgierska, pochodzenia polskiego,<br>znająca język polski - zaprosiła ich na obiad.<br> Potem poprosili właścicielkę, żeby ich nie budzono na<br>żaden posiłek, gdyż są tak zmęczeni i senni. Rzeczywiście, spali<br>do następnego dnia i dopiero przed południem byli zdolni do<br>życia.<br> Po obiedzie całą paczką poszli zwiedzać Budapeszt. Byli<br>oszołomieni wspaniałym miastem: orgie świateł, pootwierane<br>lokale, piękne sklepy, elegancko ubrani ludzie, uśmiechnięci<br>i zadowoleni. "Jakież to inne życie jest tu" - myśleli przybysze.<br> Józef Krzeptowski szedł wolno chodnikiem. W pewnym<br>momencie usłyszał:<br> - Jezus Maria! Józek! Skąd się tu wziąłeś? Oczom nie<br>wierzę, że to ty, chłopie!<br> - Panie pułkowniku! A czy ja