brodą, ustami... jak istnienie tego, kto go namalował. Miał tego Wyspiańskiego, był jego powiernikiem i właścicielem.<br> <page nr=51><br> Kiedy chodził po pokojach, przystawał, patrzył długo... tak jak ja wielokrotnie patrzyłem na Dziewczynkę z białym kołnierzykiem Makowskiego... Myślał o nim, o jego twarzy, jego wierszach, jego myślach, jego chorobie... o jego żonie... tej oszukanej prostaczce... Skąd to wiem? Mój Boże, przez te wszystkie lata trwania obrazu, za którym nieustannie i delikatnie pracowały pająki i kurz, przez takie otchłanie samotności - musiał przejść przez te wszystkie myśli. Nie ma innego wyjścia! I to były przecież te najbanalniejsze, te, o których wiadomo, że na różnych skrzyżowaniach czasu