z góry człowiek, z rękoma i nogami rozpostartymi w kształt krzyża. <br>Narrenturm wali się, przemknęło przez głowę Reynevana. Rozpada się w gruzy turris fulgurata, wieża trafiona piorunem. Biedny śmieszny błazen spada z rozlatującej się w złomy Wieży Błaznów, leci w dół, ku zagładzie. Ja jestem tym błaznem, spadam, lecę w otchłań, na dno. Zagłada, chaos i destrukcja, winnym których jestem ja sam. Błazen i szaleniec, wywołałem demona, otwarłem wrota piekieł. Czuję smród piekielnej siarki...<br>- To proch... - odgadł jego myśl skurczony obok Szarlej. - Ktoś prochem wysadził drzwi... Reinmarze... Ktoś...<br>- Ktoś nas uwalnia! - krzyknął, gramoląc się z gruzowiska, Horn. - To ratunek! To nasi