niebawem leżałem na łopatkach w pyle, a on klęczał przy mnie i uśmiechał się przyjaźnie, i uderzał się przy tym ręką w piersi, i mówił:<br>- Kosztigir-e ali; Fath,<br>co zrozumiałem jako:<br>- Ja - mistrz! odniosłem zwycięstwo,<br>a ja, choć pokonany, nie czułem urazy,<br>i nie minęło pięć minut, a już otrzepawszy się z piachu, znów w koszulach i portkach siedzieliśmy na brzegu strumyka, przepływającego przez dziedziniec naszego zakładu, trójki ojców lazarystów ("Cóż za trafna nazwa - myślałem - bo przecież oni jak Chrystus Łazarza przywrócili nas do życia!"), i usiłowaliśmy trafić kamykami w wyraźnie widoczne na piaszczystym dnie poruszające się bokiem kraby rzeczne