nawet. Doprawdy jesteś nachalny. Czy nie możesz zrozumieć, że muszę być sam. Nic tu nie zobaczysz ciekawego, mówię ci. Odejdź zaraz, a przekonasz się, będziesz dziękował Bogu, że mnie posłuchałeś. Dokoła było zupełnie cicho. Ptaki już umilkły, lekki wiatr przypadł do rozgrzanej ziemi. Mężczyzna nie doczekawszy się odpowiedzi westchnął, wstał otrzepując bezsensownie czarną teczkę. Polek jeszcze ostrożniej niż poprzednio ruszył za nim. Widział z daleka, jak mężczyzna skręca ukradkiem w lewo, w kierunku Puszkarni, i niknie za rzadkimi sosnami. Chłopiec wzdrygnął się nagłym dreszczem. Zwilżywszy końcem języka zeschłe wargi, począł skradać się śladami obcego człowieka. W sośniaku rosła strzelista, cienka trawa