jeszcze ho, ho.<br> A skoro niedziela, to na obiad jest kogut. Dumny, karmazynowy, z<br>purpurowym grzebieniem. Chodził co dopiero po obejściu, jeszcze widzę<br>go, jak ze stada kur wybiera sobie tę kropiatą kokoszkę, podlatuje do<br>niej, roztrącając na boki pozostałe kury, i hop! przygniata ją,<br>potulną, do ziemi, po czym otrzepuje się i dalej chodzi dumny. Jeszcze<br>krew kapie z jego odrąbanej szyi, znacząc ślad od pniaka do izby, gdy<br>go wujek Stefan niesie za łapy w swojej wielkiej ręce, tłumacząc jak<br>samemu sobie, nie rzucaj się, ty nagła, przecież już nie żyjesz. Ale<br>kiedy staje w progu, kogut znowu rozpościera