nos pozbawiło go przytomności. Ziemia uciekła spod drewnianych podeszew butów, upadł miękko niby gałgan. Z pękniętej beczki sączyło się szkło wodne, ciekło powoli rynsztokiem, zagarniając kurz i słomki.<br>Poprzez grubą ścianę zamroczenia dochodziły do świadomości Stacha krzykliwe głosy. Leżał w ciemnej dziurze, wysłanej czarnym futrem, i nie chciało mu się otwierać oczu. Otworzył je dopiero wówczas, kiedy poczuł, że ktoś podnosi go z ziemi.<br>I oto zobaczył, jak pan Maniuś, stojąc na czubkach swych lśniących pantofli, dygocze, bezwładny niby zdechła ryba. Potrząsał nim, trzymając za krawat, wysoki, rozrośnięty blondyn. Maniusiowi oczy wyszły z orbit - nie był to już młodzieniec z głową do