upadłego o ludzi zajętych bezpośrednio na produkcji, grożąc nieuniknionym zawaleniem planu, ofiarą padają biura, których personel wypędza się, jak jeden mąż na ulice. Idą więc urzędnicy, sprzątacze, zamiatacze, stróże (wtedy z fabryki ludzie wynoszą, co się da) itd. Wszyscy oni są płatni za czas spędzony na ulicy. Oczywiście tu i ówdzie są wśród tłumu zadowolone twarze, ale przecież nie z radości na widok gościa, a dlatego, że nic się nie robi a dniówka leci. Te manifestacje to tylko demoralizacja i niesłychane marnotrawstwo pieniędzy z zakładowych funduszów plac. Potem przychodzi się do nas po ofiary na szkoły tysiąclecia. Jeden z naszych kolegów