towarzyszyły przelotne uściski dłoni, spojrzenia, za którymi czaiła się jednak gotowość ofiarowania czegoś więcej, niż dozwalało "moralne dziewictwo". Kiedyś siedzieli do późnej nocy w dawnym gabinecie ojca. Ze starego portretu spoglądał pan Benedykt. Czarne bokobrody, czarny surdut, biały halsztuk, w lewej ręce karta pergaminu, prawa dłoń swobodnie oparta o poręcz ozdobnego fotela. Tak, to ten sam fotel, na którym siedzi teraz córka.<br><br> Majowy zmierzch, czuła uwaga słuchacza ośmiela do wynurzeń, do "spowiedzi z życia". Mówiąc - zastępczo - o ojcu i bliskich, w istocie Eliza pragnie przemycić całą o sobie "psychodramę".<br><br> - Ojciec mój, Benedykt, był wolnomyślicielem - powiada tedy - jak się to wtedy nazywało