swojej bibliotece książki we wszystkich tych językach. Rzadkie, stare wydania, srebrne i złote litery. Poszukiwał książek i jeździł po nie szmat drogi, a i ludzie sami mu przywozili, wiedząc, że dobrze płaci. Przed wzięciem książki myło się u nas ręce jak do modlitwy albo jedzenia. Tylko ojciec zdejmował książkę z półki i tylko on odkładał; nikt inny nie miał prawa. Sprzątać w bibliotece wolno było jedynie w jego obecności, żeby nic nie naruszyć. Nie mieliśmy pieniędzy ani kosztowności. Te książki to było nasze srebro i złoto.<br><br>Ojciec jeździł do Lwowa pociągiem, podobnie jak jego studenci z Horochowa, Ostrogu, Łokaczy, Torczyna, Kamionki