Typ tekstu: Książka
Autor: Breza Tadeusz
Tytuł: Urząd
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1960
powszedni nie tak przeludniona jak Ostia. Oczywiście w godzinach przedpołudniowych.
- Rankami pracuję. Chodzę do Biblioteki Watykańskiej. Oniemiał na chwilę.
- Dostał się pan tam! Też przez Campillego? Po sekundzie namysłu odpowiedziałem:
- Nie. Przez mego ojca.
Z korytarza wypadł czarny buldożek pana Malińskiego. Natarł na mnie z furią. Maliński wziął go pod pachę, pies nadal jednak warczał i szarpał się, tak że zakończyliśmy rozmowę i pożegnaliśmy się.
Z rana, zaopatrzony, w co trzeba, w okularach od słońca, także świeżym nabytku, zszedłem na dół punktualnie o dziewiątej. Gorąco było, parno. O tej samej godzinie miał podjechać autokar po Brazylijczyków. Co jeden zbiegł, drugi pędził
powszedni nie tak przeludniona jak Ostia. Oczywiście w godzinach przedpołudniowych.<br>- Rankami pracuję. Chodzę do Biblioteki Watykańskiej. Oniemiał na chwilę.<br>- Dostał się pan tam! Też przez Campillego? Po sekundzie namysłu odpowiedziałem:<br>- Nie. Przez mego ojca.<br>Z korytarza wypadł czarny buldożek pana Malińskiego. Natarł na mnie z furią. Maliński wziął go pod pachę, pies nadal jednak warczał i szarpał się, tak że zakończyliśmy rozmowę i pożegnaliśmy się.<br>Z rana, zaopatrzony, w co trzeba, w okularach od słońca, także świeżym nabytku, zszedłem na dół punktualnie o dziewiątej. Gorąco było, parno. O tej samej godzinie miał podjechać autokar po Brazylijczyków. Co jeden zbiegł, drugi pędził
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego