do swych odległych celów i znaleźli bliskich, których szukali. Byli to wszystko mężczyźni. My, o ile sobie przypominam, byłyśmy jedynymi dziewczętami.<br>I mnie, podobnie jak tamtych, gnał niepokój o najbliższych, wciąż nie byłam pewna, czy Kraków tak całkiem wyszedł bez szwanku z wojny, czy nie wywożono ludności, nie było akcji pacyfikacyjnych. Dopiero przy zejściu z Lubonia spotkałyśmy pierwszych ludzi idących naprzeciw nam, od Krakowa ku Zakopanemu. Była to para, kobieta i mężczyzna, przy czym kobietę znałam z mojego przystanku tramwajowego. Rzuciłyśmy się nawzajem na siebie z mnóstwem pytań (jak okazało się z rozmowy, byłyśmy pierwszymi idącymi z Zakopanego). Mówili, że w