z dworca południowego, kolejką wąskotorową przez Górę Kalwarię. Pamiętam ojca w berecie i szarym płaszczu prochowcu z impregnowanego płótna, które pachniało gumą, z błyszczącą klamrą paska na brzuchu i z czarną teczką ze świńskiej skóry, z wytartą klapą nad kieszeniami. W tej teczce były piżamy, ręczniki, kanapki na drogę i paczka herbaty od mamy dla pani Helenki. Ja miałem kurtkę uszytą przez Jadwigę (służącą rodziców sprzed wojny, która teraz zarabiała szyciem) - zbyt obszerną na dwunastolatka, ale wkładałem ją chętnie, ponieważ imitowała angielski battle-dress i była uszyta z wojskowego sukna. Nosiłem krótkie spodenki, chyba granatowe, a na nogach miałem beżowe podkolanówki