chwyciła go rozpacz: musiał zejść tam, na dół, a nie było drogi. Zamiast ulgi, że może oto wracać i powiedzieć <orig>astrogatorowi</>, że zrobił wszystko możliwe, przyszła determinacja.<br>Wstał. Jakiś ruch w głębi wąwozu, chwycony kątem oka, odruchowo przygiął go na powrót do kamieni, ale wyprostował się. Jeżeli będę co chwila padał plackiem, niewiele zrobię... - pomyślał. Szedł teraz granią, szukając przejścia; co kilkaset kroków wychylał się w pustkę i widział wciąż ten sam obraz - tam gdzie stok był łagodny, oblepiały go czarne gąszcze, gdzie zaś był od nich wolny, spadał pionowo. Raz kamień wypadł mu spod stopy i potoczył się w dół. Pociągnął