niespokojnie spojrzał na Szarleja, ale demeryt milczał. Milczał długo, poprawiając okład z liści babki, który Reynevan przyłożył mu na podrapany i pokąsany kark. <br>- Cóż - powiedział wreszcie - jestem twym dłużnikiem. Pomijając wątpliwości, których rozwiać, kumotrze, nie do końca ci się powiodło, jeśli chcesz nam towarzyszyć w wędrówce, nie oponuję. Kim jesteś, pal diabli. Ale umiałeś udowodnić, że w drodze bardziej się przydasz, niż zawadzisz. <br>Waligóra ukłonił się w milczeniu. <br>- Powinno nam się więc - podjął demeryt - dobrze i wesoło wspólnie wędrować. Jeśli naturalnie zechcesz powstrzymywać się od nadmiernej ostentacji w publicznym głoszeniu tez o twoim pozaświatowym pochodzeniu. Winieneś - wybacz szczerość - raczej powstrzymywać się od