gwałtownie i niespodziewanie przerywa się, jak poprzednio wybuchł, nie zostawiając rozstrzygnięcia. Znów wszyscy milczą, pozapalali papierosy, poprzechylali się w tył na ławkach lub pochylili nad stołem podparłszy rękami, wzrok umieścili w nicości i nareszcie są tym, czym są: nie zaklętymi chłopcami, nie pasażerami tramwajów na wolności, ale internowanymi w obozie, palącymi po śniadaniu papierosy.<br>Wstaję powoli od stołu, mój żal się pogłębił, bo nie mam papierosa, a nie chcę nikogo prosić. Właśnie dlatego, że jestem rozżalony: ktoś powinien to zauważyć i sam mi zaproponować. Od swojego stołu wstaje Janka i idzie ku mnie. Uśmiecha się. Jakoś inaczej niż dotychczas. Przyjaźnie i