jeszcze kościuszkowski! - mruknął milczący dotąd Zaliwski; w jego małych, przymrużonych oczach, gdy zwrócił je do Wysockiego migotało wyraźne szyderstwo. Spojrzenie tych oczu było dziwnie pewne siebie, prawie zuchwałe, nieomal napastliwe.<br>Lecz Mochnacki już biegał po dywanie zaścielającym podłogę; znaczyło to, iż przestaje panować nad rozdrażnieniem. Z rękami wciśniętymi w kieszenie pantalonów przemierzał pokój krótkim, nerwowym krokiem; od stołu do drzwi i z powrotem.<br><page nr=207> Naraz zatrzymał się przed tym trzecim, siedzącym nieruchomo w rogu kozetki, pod ścianą, w zielonym cieniu.<br>- Słyszałeś, Ludwiku! - zawołał chrapliwie. - On myśli o rewolucyjnym rządzie z panem Niemcewiczem, z panem Pacem, z jaśnie oświeconym księciem Adamem!... Na to