w Reims (1190 r.) jest kielich i czaszka - zestawienie kolorów czerwieni, ultramaryny, butelkowej zieleni i czerni do tego stopnia rouaultowskie, że cały Rouault zdał mi się pastiszem. Wrażenie niesłuszne, bo pokrewieństwo tego malarza ze światem tamtych witraży jest głębokie, wyrasta z pokrewnych wizji życia. Ale uderzyło mnie nagle - to nie paradoks - że blask koloru Dufy'ego jest bliższy witraży niż u Rouault. Dufy nigdy, jak Rouault, nie powtarzał witrażowej gamy, jego opowiadanie niewymuszone i pogodne nie ma wagi surowej rzeczywistości opowiadań religijnych na witrażach ani takiej logiki kompozycji witraży z Bourges, Reims, St. Rémy czy Walbourga. Czyż muszę dodawać, że wizja świata