Zapamiętał go jako człowieka, który na wszystkim się znał - na hodowli, ogrodnictwie. Leczył ludzi, grał na fisharmonii, nawet nabożeństwa odprawiał. Codziennie inna z rodzin odpowiedzialna była za dostarczenie produktów na posiłki dla księdza. Ludzie przynosili mleko, jajka, masło czy ser. Mówił, że czuł się wśród brzegowian jak w rodzinie. Gdy parafianie zauważyli, że ksiądz nie ma kołdry - uszyli. Przynieśli góralski pasek do zegarka, gdy stary się przetarł. Nawet regał na książki zrobili, widząc, że młody duchowny trzyma je na podłodze.<br><br>*<br><br>Pod Tatry zawędrował pierwszy raz jako kilkunastoletni chłopiec. Był wtedy uczniem szkoły średniej. Przyjechał ze swoją klasą na wycieczkę do Krakowa