mnie. Widzi moje wahanie. Uśmiecha się po swojemu". <br>- Panie docencie, ja nie nalegam. Ja jestem karciarz... Pan, jak widzę, szachista. No cóż, teraz grzecznie podziękujemy sobie za "miły spacer", powiemy sobie "cześć!" Mój adres pan zna, zatrzymałem się, jak zwykle, w szkole. A tu z szosy, wprost na nich, dwie pary chyba studentów z kolorowymi plecakami. Uśmiechnięci kiwnęli głowami. A Hans do dziennikarza: <br>- A ci <br>- wskaże za siebie <br>- oni tu przyjechali... po skarb? czy na "sentymenty"? <br>Roześmiał się Tuszy. <br>- To drugie, rzecz jasna. Tylko tacy jak oni, pełni mięśni i soków, zdolni są jeszcze przyjechać tu dla wody i lasu... żeby