białego i zielonego na przemian. Opalona ręka wyszarpnęła sznur z gniazdka, każda baba tak rwie, potem jęczy, naprawiaj, człowieku; zdjęła eksplodujący czajnik z maszynki.<br>Patrzył jak na przedstawienie, na to, co działo się dalej.<br>Dziewczyna odprawiała jakieś czary. Było to denerwujące, ale i przyciągało. Jak zahipnotyzowany śledził jej ruchy. Najpierw parzenie herbaty. Z namaszczeniem. Czajnik wrócił na maszynkę. <orig>Psyknął</> i wrzasnął ostrzegawczo, ale ręce odfrunęły do kredensu. Tym razem na stół przybyła solniczka. Nim zdążył przyswoić jej kształt i kolor, zielono-białe szelesty znalazły się pod przeciwległą ścianą (kredens jak magnes przyciągał nie tylko spojrzenia, ale i zamiary), otworzyły drzwi obok