i bez przerwy tymi oczami latali między<br>szeregami, i nie tylko po prześwitach, ale i po każdym idącym z osobna.<br>Sądząc po tych oczach, może nawet nie wiedzieli, że idą w pogrzebie, bo<br>cały czas pilnowali tylko, żeby był porządek i żeby nikt się nie<br>wychylił z konduktu poza żwirowany pas szosy. A gdy ktoś się choćby na<br>pół kroku niechcący obsunął na pobocze, zaraz go lufami wpychali z<br>powrotem w tłum.<br> Szliśmy z matką brzegiem, tuż obok wycelowanej w nas lufy, która była<br>tak bliziutko, że nabrałem nieprzepartej ochoty, aby wetknąć w dziurkę<br>u jej końca palec. Matka jednak widocznie