brała do ręki filiżankę), potem znów rozjaśniał jej twarz (gdy podawała nam filiżankę i patrzyła na nas). Siedzieliśmy wokół długiego, czarnego stołu, który wydawał się ciężki jak blok skalny. Piliśmy niezbyt mocną, ale bardzo gorącą i aromatyczną herbatę z kuźniecowskiej porcelany. Pośrodku stołu stały rzędem stare rosyjskie srebra, talerze, koszyczki, patery pełne owoców. Zielonych i granatowych winogron pokrytych białym pyłkiem, jakby ich nie dotykały jeszcze ludzkie ręce. Brzoskwinie i morele były tak kolorowe i dorodne, że wyglądały nierealnie jak atrapy. Piliśmy więc herbatę i rozmawialiśmy. Najpierw spytano nas, czy mieliśmy podróż wygodną, potem gospodarze byli ciekawi naszych wrażeń. Ja nie byłem