usiłowała sobie coś przypomnieć.<br>Skrzypnęła furtka.<br>Pierwszy szedł Zygmunt. Za nim, z niewielką teczką, wysoki, postawny mężczyzna, którego bary kryły jakiegoś niepozornego trzeciego człowieka. Radiostacja miała grać w ich domu.<br>Zygmunt był dziwny. Zdenerwowany, milkliwy, spieszący się jakoś bez sensu. Wyglądało na to, że uważa się za komendanta stacji, tak pędził radiotelegrafistę, instalował mu antenę w rogu pokoju, wyrzucił ją potem za okno, mówiąc: "To willa, nikt nic nie zobaczy, tylko się nie grzebać..."<br>Wysoki Jaś, do którego telegrafista mówił służbowo: "Panie kapitanie", przyglądał się Zygmuntowi z kpiną w oczach.<br>"Jak Bozię, wygląda, jakby się bał" - zdumiewał się Jerzy zachowaniem kolegi