późniejszego Sysknogo Otdielenija pielęgnowali te tradycje aż do początku XX wieku; tylko tych złodziei brali pod klucz, którzy nie mieli czym się wykupić. Celował w tym ich szef, Wiktor Grün, łaskawy protektor kryminalistów, a postrach rewolucjonistów, których wytrwale tropił, póki nie zginął z ich rąk.<br>Teraz, po kilku latach niepodległości, pękł wreszcie wrzód. W Urzędzie Śledczym - co dla wielu obywateli miasta było solą w oku - panoszyli się bowiem ludzie, którzy przeszli w nim szkołę jeszcze w czasach carskich. Nadstawiali wprawdzie karku ścigając takich bandytów, jak osławiony zbrojnymi napadami i zabójstwami Wiktor Zieliński, który miał na sumieniu kilku tropiących go wywiadowców, nim