Typ tekstu: Książka
Autor: Wojdowski Bogdan
Tytuł: Chleb rzucony umarłym
Rok wydania: 1975
Rok powstania: 1971
jego rozjątrzenie, kiedy tak szedł za kupcem następując mu na pięty.
- Mordarski, bądź człowiekiem. - Na twoje życzenie?
Wśród tragarzy rozciągniętych w ruinach browaru zapanowało poruszenie; wstawali z udaną obojętnością grzejąc w słońcu twarze, śledząc kupca ukradkiem. Awantura na ulicy wlokła się i dłużyła, wzbierała leniwie jak zaogniony wrzód, który nieprędko pęknie. Tchórzliwy wybuch gniewu nie prowadził do buntu.
- Kiepełe, mów, jak było. Wszystko po kolei.
- Po kolei? Po kolei to było tak. Budzi mnie Mordarski w sobotę o czwartej rano jak psa i mówi, że ma do mnie interes. Otwieram oko i już wiem, po co je otworzyłem, bo znam go
jego rozjątrzenie, kiedy tak szedł za kupcem następując mu na pięty.<br>- Mordarski, bądź człowiekiem. - Na twoje życzenie?<br>Wśród tragarzy rozciągniętych w ruinach browaru zapanowało poruszenie; wstawali z udaną obojętnością grzejąc w słońcu twarze, śledząc kupca ukradkiem. Awantura na ulicy wlokła się i dłużyła, wzbierała leniwie jak zaogniony wrzód, który nieprędko pęknie. Tchórzliwy wybuch gniewu nie prowadził do buntu.<br>- Kiepełe, mów, jak było. Wszystko po kolei.<br>- Po kolei? Po kolei to było tak. Budzi mnie Mordarski w sobotę o czwartej rano jak psa i mówi, że ma do mnie interes. Otwieram oko i już wiem, po co je otworzyłem, bo znam go
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego