zapach letniego deszczu, ziemi mokrej, odświeżonych roślin. Z rynny pluskał strumień do pełnej już beczki, a bokami ścieżek układał się naniesiony żwir i piasek. <br>Hubert potrząsnął ostatnią naładowaną butelkę i zatańczył pośrodku tej świeżej, wesołej kuchni jakiś bardzo wymyślny i pogodny taniec. Pod oknem na ławce mokły wystawione na deszcz pelargonie, a niecierpliwe kaczki, zbadawszy domyślnymi nosami, że deszcz ma się już ku końcowi, wyniosły się z obórki i szły z godnością i pokwakiwaniem ku kałuży pod beczką. <br>- Po co, chciałbym wiedzieć, mościsz słomą dno tego kociołka? - zapytał Hubert, z zainteresowaniem śledząc zabiegi Gabrieli.<br>- Nie wiem po co - wyznała. - Ale tak