na które nie było odpowiedzi, nocami zasiadał do białego fortepianu. Frazy Raucha potykały się jak zranione zwierzęta, cichły, cofały się chwiejnie i powracały upartym, bolesnym pytaniem. Dlaczego tak? Czy nie ma nic dla nikogo? Dźwięki niepokoiły chińskiego pieska, w kieszeni szlafroka odzywało się pytające skomlenie.<br>- Jamais - odpowiadał Rauch. - To już pewne. Nie wróci.<br>Kwestię tę zamykał tragicznym akordem. Palce, grube i sztywne, nie były mu posłuszne, przebiegały po klawiszach bez wdzięku, właśnie tak, jak to zechciała kiedyś określić Natalie Zugoff. Nad ranem Rauch płakał gorzko i klęcząc całował białe nogi fortepianu. <br>Jedyne pocieszenie, jakie było mu dane, znajdował w restauracji hotelu