młodzi, mieli po jakieś szesnaście-siedemnaście lat. Od razu było słychać, kiedy grają oni, a kiedy pani Maryla. Jej przychodziło to z taką samą łatwością jak picie kawy czy palenie papierosa. W ich graniu była taka sama nerwowość i nieśmiałość jak w zachowaniu. Ale im dłużej tu przychodzili, tym byli pewniejsi siebie, odważniejsi, nawet czasem zdarzyło mi się z nimi pogadać, bo nie uciekali, jak na początku. Z muzyką też szło im coraz lepiej, mniej się mylili, mniej nerwowo grali. Aż raz w końcu złapałem się na tym, że nie jestem pewien, kto gra. Ale to chyba była ona. Zawsze przychodziły do