Typ tekstu: Książka
Autor: Dukaj Jacek
Tytuł: Czarne oceany
Rok: 2004
do nich bokiem, jakby kuląc się od złego wzroku. Raz widocznie zahaczył o jakąś monadę, bo złapał się za biodro i, kulejąc, klął w języku, który diabeł zidentyfikował jako jeden z chińskich dialektów - dopóki Hunt nie wyciągnął go na zewnątrz kliniki.
Tu, w dziedzinie nocy, doktor jeszcze bardziej stracił na pewności siebie. Im dalej od świateł kliniki odchodzili, tym mniej było aroganckiego lekarza w Roacherze, więcej - zwykłego, zagubionego w dzikich dzielnicach rzeźbieńca, na dodatek bez jurydykatorowego przywoływacza pod ręką. Szedł coraz szybciej, jakby uciekając przed Huntem, chociaż i on (to znaczy AGENT1), i srebrnowłosa Mulatka prawie następowali mu na pięty, utrzymując wciąż
do nich bokiem, jakby kuląc się od złego wzroku. Raz widocznie zahaczył o jakąś monadę, bo złapał się za biodro i, kulejąc, klął w języku, który diabeł zidentyfikował jako jeden z chińskich dialektów - dopóki Hunt nie wyciągnął go na zewnątrz kliniki. <br>Tu, w dziedzinie nocy, doktor jeszcze bardziej stracił na pewności siebie. Im dalej od świateł kliniki odchodzili, tym mniej było aroganckiego lekarza w Roacherze, więcej - zwykłego, zagubionego w dzikich dzielnicach &lt;orig&gt;rzeźbieńca&lt;/&gt;, na dodatek bez &lt;orig&gt;jurydykatorowego&lt;/&gt; przywoływacza pod ręką. Szedł coraz szybciej, jakby uciekając przed Huntem, chociaż i on (to znaczy AGENT1), i srebrnowłosa Mulatka prawie następowali mu na pięty, utrzymując wciąż
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego