spływało na nią jak rzeka - powolna, nieunikniona, groźna. Róża czuła, że wszystkie trzepoty i słowa, wszystko, co było dotąd dobrze wiadome - tutaj, teraz nie nada się do tego spojrzenia. Była bezradna, upokorzona, ale bała się drgnąć, żeby spojrzenia nie spłoszyć. <br>Po chwili Aniela przestała grać. Filuternym wzrokiem ogarnęła parę spod pieca. <br>- Boże, jakaż to śmieszna ta mała - rzekła. <br>Róży nie dotknął okrzyk, nie miała siły czuć nic innego poza ciepłem Michałowego ramienia. Natomiast Michał obruszył się, zamachnął dłonią w kierunku fortepianu, potem nie odrywając wzroku od czarniawych policzków, obrócił Różę delikatnie pod światło lampy i wyszeptał modlitewnym tonem: <br> <gap> <br>Rodzeństwo Bądscy w