nie odpowiada, jęczy tylko: <gap>. W Kursku na stacji nocą słowiki śpiewały. Wychylam się, słucham... Odciąga mnie od okna. "Jakie to słowiki? Gawrony! <gap>". Gdzieś tam znowu gaj piękny lipowy... "Nic to - powiada. - A czy widziałaś sosny, świerki? ťSzumią jodły na gór szczycie...Ť Zobaczysz, zobaczysz". Niektórzy podróżni wtykali mnie w ręce kawał pieroga czy kawona... "Nie bierz od tych gburów - mówi. - Od swoich co innego, wszystko przyjąć pozwolę". No, i Polska nareszcie. Oczy mało nie wyskoczyły z głowy, serce z piersi - przygotowałam się na cud. Tymczasem za Białymstokiem chałupy takie same, sosny, owszem, ładne, choć smutne. Wreszcie pokazali się inni ludzie... Wsiada grubas