stąd - wąskimi i krętymi schodami - na chór.<br>Nie byłem tu jeszcze nigdy, chętnie bym się zatrzymał, ale Ksiądz uchylił nieduże drzwiczki, za którymi ujrzałem schody jeszcze węższe, pnące się w górę bez skrętów, niemal prostopadle.<br>Ksiądz dzierżąc ostrożnie lampę wspinał się pierwszy, ja za nim, za mną Ojciec.<br>Nagle bose pięty Księdza umknęły mi sprzed oczu - i już staliśmy na równej podłodze, w sześciokątnym pomieszczeniu.<br>Przez dwa małe okienka wdzierało się nikłe światło księżycowej nocy.<br>Najpierw, gdy płomyk lampy opanował półmrok, zobaczyłem Sabinę.<br>Nie obróciła się do nas, jakby nie dosłyszała naszego wejścia, jakby nie zauważyła, że jest tu teraz prawie