podawania ręki), zaprosiła na górę - tam się bowiem mieściły pokoje Service Culturel.<br>Miała łagodny głos, dźwięczny i melodyjny, i mówiła spokojnie, jasnymi, prostymi zdaniami. Starała się zapewne ułatwić mi percepcję; przemawiało też za tym spoglądanie mi w oczy, w których zdawała się szukać dowodów rozumienia. Wszystko to razem jednak - ów pietyzm wysłowienia wraz z aksamitem tonu, a zwłaszcza ekspresją twarzy (ciągłe spojrzenia w oczy) - miało taką naturę, jakby mnie słodko... wabiła. Gdyby ktoś patrzył na nas, nie wiedząc o co chodzi i nie znając języka, czyli słysząc jej mowę jedynie jako grę dźwięków, mógłby odnieść wrażenie, że mnie czaruje... uwodzi... zniewala