ów szczęśliwiec, który pierwszy dorwał się do wroga: Urbanowicz.<br><br>W pewnej chwili zauważył, że trzy Dorniery, korzystając z zamętu, nurkowały w otwór między chmurami i starały się zejść ku ziemi, by tam widocznie rzucić bomby. Skradały się jeden za drugim. Urbanowicz doskoczył. Latał dokoła nich jak osa, wzbijał się i pikował. Przy drugim ataku środkowy bombowiec wybuchł płomieniem. Następna seria pocisków sprzątnęła przedniego Dorniera. Trzeci, niestety, dał przezornie drapaka do chmur. W chwili gdy znikał z oczu, dwa strącone bombowce wpadały jak zestrzelone kaczki w środek ujścia Tamizy.<br><br>I znów, jak przed trzema godzinami, dwieście pojedynków przewalało się na niebie. Wrogowie