stodoła braci". Jak zwykle ci, którzy desperacko starają się zapewnić sobie przestrzeń <page nr=53> życiową, są najbardziej poniewierani. Wygrywają natomiast <orig>przygodowcy</>: łapią nagle drugi oddech, strzelają dowcipem i mimo niebotycznych trudności, wyczarowują na słomie łany czerwono-zielonych kanapek z ogórkiem i pomidorem.<br>W nocy błyskawice oświetlają stodołę jak scenę. Burza idzie seriami, pioruny trzaskają, jakby rozłupywały dach. Włosi, którzy dostają ataku strachu, odmawiają głośno Litanię. Pięknie to brzmi i egzotycznie. Zasypiam w jakiejś nieprawdopodobnej pozie, całkowicie uspokojona.<br>O świcie budzi nas głos Słonia. Jezuita, ale antyteza jezuickości; raczej jakiś "mniejszy franciszkanin", facet o nieprawdopodobnym wręcz kontakcie z ludźmi. Jeden z naszych przewodników. Zwykle