tym samym, nad czym głowił się potem, mieszkając już w Stanach, czyli o byciu emigrantem. "W Nowym Jorku w jedną chwilę przestał istnieć Głowacki playboy, środowiskowy pisarz, przewrotny felietonista i ozdoba przyjęć - wspomina w wydanej właśnie autobiografii zatytułowanej "Z głowy". - Narodził się za to przestraszony, źle mówiący po angielsku nieznany pisarz bez pieniędzy". W innym miejscu autor zwierza się, że jego ulubionym fragmentem z "Sobowtóra" Dostojewskiego jest scena, w której radca tytularny Goladkin przeżywa piekło upokorzeń, zastanawiając się, czy wkraść się przez kuchnię na przyjęcie, na które nie chcą go wpuścić od frontu. Głowacki wchodził i od kuchni, i od frontu