Tu - naprawdę - tylko tyle: uratował <br>się, ale miejscem, dokąd biegł, był Dom. Kolejowa <br>trzydzieści dwa. Nic więcej.<br>Oswobodził lewą rękę, potarł. Była zdrętwiała <br>i boląca. Przymknął okno, znalazł koc wkopany w róg <br>łóżka. Drugi leżał na podłodze. Owinął <br>się szczelnie, jakby pakował tłumok z bagażem <br>na drogę, i odwrócił się plecami do blasku latarni.<br> Widno było i tak, a przynajmniej nie raziło <br>w oczy. Cholerne światło, cholerne miejsce na ziemi. Ucieknie <br>stąd jeszcze w tym tygodniu. Nie będzie dłużej <br>czekał. Na co?... W sobotę, zaraz po śniadaniu. Ma dość. <br>Dość!<br>Rzucił się na łóżku, stare sprężyny zaprotestowały <br>głośno i piskliwie.<br>Pinokio