ten ktoś, pewno ty, ciągnął mnie za rękę i mówił: zaraz, zaraz, uważaj...<br>- Uważałeś?<br>- Nie. Chciałem polecieć.<br>- Chciałeś? A teraz?<br>Patrzyła na mnie z odległości kilkunastu centymetrów, opierając brodę na ręce, a łokcie na mojej piersi. Było mi niewygodnie. Objąłem ją i przytuliłem. Leżała chwilę bez słowa, niemal nie oddychając, po czym zwinnie wywinęła się i stanęła obok łóżka, pociągając mnie za rękę.<br>- Wstawaj, idziemy coś zjeść. Już niedługo będzie wieczór.<br>Na Getreidegasse było tłoczno, przy zmierzchu błyskały flesze, utrwalając setki spoconych twarzy na tle domu numer 9, w którym urodził się Mozart. Weronika poprowadziła mnie dalej, przez kilka wąskich barokowych uliczek