Jankowski, przełykając kanapkę ze śledziowym ogonkiem. Matka podsunęła mu spodeczek na ości, a ojciec na nowo napełnił kieliszki. I zaraz było już dużo weselej niż na początku; pan Jankowski nie oglądał się za siebie, brał zgrabnie połóweczki śledzia, kuzynka podobnie, tylko w wolniejszym tempie. Matka dwa razy poszła do kuchni po herbatę. Siadając do stołu zanuciła coś sobie. Ojciec nalewał, śledzie znikały. Słowem przyjemnie upływał gościom czas z moim starym. A żyrandol, wydawało mi się, że kilka razy zakołysał się od śmiechu.<br>Z wieczoru niepostrzeżenie zrobiła się późna noc, talerze dawno zostały opróżnione. Oczy zaczęły mi się kleić, zwiesiłem głowę, spoglądając na