w to, co powiadała nieraz matka, że jest tylko jedna<br>książka na świecie, do nabożeństwa.<br><gap><br> Sad był nieduży. Kilka starych jabłonek, trochę grusz samoródek, parę<br>śliw, wiśnie zdziczałe i dziki bez wokoło zamiast płotu. Nawet tej<br>starej, jak kościół rosłej ulęgałki już nie było, zmarzła którejś zimy<br>i tylko pamięć po niej została, bo nie miał kto nawet szczepu w jej<br>miejsce posadzić. A w swojej jesiennej rannej goliźnie sad wydawał się<br>jeszcze uboższy, niż był, aż biały z prześwietlenia słońcem czy też po<br>mgle porannej, której resztki jeszcze czepiały się gałęzi, konarów, do<br>ziemi przylegały.<br> Aż w pewnej chwili sad jakby