Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Muszę już iść... Zawsze marzyłaś o wielkim mieście, o Kijowie, a teraz wspominasz Wielkie Łuki... Twoje dziecko pewno będzie podobne do ciebie... Powinnaś być szczęśliwa.

- O, tak! Powinnam! Chodźmy! Zmieniłeś się bardzo. Mówisz jak dorosły mężczyzna...

Pożegnaliśmy się na rogu Funduklejewskiej bez słowa i bez uśmiechu.

W domu było już po obiedzie. Nie wspomniałem o spotkaniu z Poliną. Skłamałem, że lekcje trwały dłużej, bo kilku kolegów chciało poprawić stopnie. Za dwa tygadnie miały się odbyć egzaminy.

Przed wieczorem wyciągnąłem z szuflady ukryte głęboko pudełeczko z karelskiej brzozy. Poszedłem do pokoju biurowego. Oreszkiewicz już wyszedł, nie było nikogo. Nie zapalając światła wyjąłem stare
Muszę już iść... Zawsze marzyłaś o wielkim mieście, o Kijowie, a teraz wspominasz Wielkie Łuki... Twoje dziecko pewno będzie podobne do ciebie... Powinnaś być szczęśliwa.<br><br>- O, tak! Powinnam! Chodźmy! Zmieniłeś się bardzo. Mówisz jak dorosły mężczyzna...<br><br>Pożegnaliśmy się na rogu Funduklejewskiej bez słowa i bez uśmiechu.<br><br>W domu było już po obiedzie. Nie wspomniałem o spotkaniu z Poliną. Skłamałem, że lekcje trwały dłużej, bo kilku kolegów chciało poprawić stopnie. Za dwa tygadnie miały się odbyć egzaminy.<br><br>Przed wieczorem wyciągnąłem z szuflady ukryte głęboko pudełeczko z karelskiej brzozy. Poszedłem do pokoju biurowego. Oreszkiewicz już wyszedł, nie było nikogo. Nie zapalając światła wyjąłem stare
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego